chodzi, gdy się człowiek z tęsknoty za tem szczęściem, co nigdy nie było jemu przysądzone, w bólu krwawi niewypowiedzianym...
Błogosławione są dzieci...
∗
∗ ∗ |
Wpadła mi w rękę przypadkiem mała książeczka pewnego literata z Werony (oby imię jego na wieki było zapomniane!), w której stara się udowodnić, że miłość Juljetty dlatego jest „wyższa“ od wszystkich tragicznych i romantycznych miłości, jakie nam przekazała historja, ponieważ była wynikiem... poczucia obowiązku wobec ojczystego miasta!!... Dziwny ów mędrzec baje, że Juljetta wtedy dopiero pokochała Romea, kiedy się dowiedziała, że jest to jeden z Montecchich, a pokochała go w tym jedynie „celu“ i z tym zamiarem, aby, doprowadziwszy do małżeństwa, pogodzić w ten sposób z dawna zwaśnione rody i zapewnić nareszcie spokój wewnętrzną rozterką targanej Weronie!
Bluźnierstwo jedyne w swoim rodzaju, naiwne i nieludzkie jednocześnie, całą cudowną legiendę, a więc dzisiejszą żywą prawdę faktu, stawiające po prostu do góry nogami!