Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

Mistrz Hegesias mówił zasię dalej:
„Zdaje mi się, jakobym był szybkobiegaczem, który chciał rychło dojść do celu krokiem tanecznym i zaledwie palcami nóg ziemi tykając, a potknął się na głazie i upadł na początku drogi. Czy zdołam się poprawić? Rozglądam się wkoło i widzę, że jakąkolwiek drogę wybiorę, zawsze spotkam na niej ów głaz, o który muszę się roztrącić! Dopóki bowiem chwalić będę życie, jako rzecz dobrą w samej sobie, nie podobna mi nie myśleć o tem, że to życie się skończy, że kończy się świat, który ono w sobie streszcza! I lęk mnie ogarnia, o Aleksandryjczycy, zalim nie do zbyt kruchej rzeczy przywiązał miłość moją? Wszak życie samo w sobie, choćbyśmy mu najpiękniejsze nawet nadali imiona, jest trwaniem tylko, — cóż zasię warte jest trwanie, jeśli skończyć się musi?
„Znałem ja w Atenach mędrca niepośledniego, wyśmiewanego przez jednych, boską niemal cześć gwoli swym naukom odbierającego od innych, który wręcz utrzymywał, że życie ludzkie jest ową mocą niepojętą, która świat z nicości wydobywa i jasnością oną, bez której słońce byłoby ciemne i dzień ślepy! — Ale pocóż mi w tej chwili podnosić dumę waszą, powtarzając za