mędrcem tym doskonałym, że człowiek jest miarą rzeczy istniejących i nieistniejących i że każdy z was swem życiem stworzył ten świat, na który patrzy? — Czyż nie większe upokorzenie, że stwórcami będąc, czasowi i śmierci poddani nie zdołamy być dzierżycielami? czyż nie gorszy przestrach i ból, że ze zgonem naszym cały jeden świat w nicość zapada?“
— Ten przybysz nie dla pieniędzy mówi, — odezwał się Arystokles, wsparty wciąż na ramieniu Tymona i posunął się mimowolnie ku Bibljotece, zapomniawszy snadź, co mówił przed niedawnym czasem, że zdala najchętniej słucha mów filozofów.
Ten zaś, poprawiwszy białą dłonią złotą we włosach opaskę, począł znów, rozmysłem zapał miarkując;
„Zbyt szybko biegłem zaiste i mało ziemi tykając stopami! Wrócić mi się pono trzeba i nie w próżnych słowach wychwalać życie, nie trwaniem się radować, lecz szukać w treści jego jakiejś rzeczy, dla której w istocie dobrem się je nazwać godzi i która nie zblednie ani się rozchwieje wobec niszczącego podmuchu owej światy walącej, tajemniczej mocy — śmierci!
„Mnóstwo jest mędrców w Grecji, a zdaje
Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.