Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechem i odwrócił się, jakby pragnął już odejść.
Mistrz Hegesias spostrzegł ten uśmiech na licu Arystoklesa, a snadź i u innych musiał podobny zauważyć, gdyż złożywszy ręce na piersi i cofając się nieco w głąb, począł mówić głosem zupełnie zmienionym:
„Śmiejecie się ze mnie, o Aleksandryjczycy! Cóżem ja rzekł tak nieprzystojnego? Czyż przeto tak wam się zabawnym wydaję, iż nie umiem powściągać zachwytu z powodu rozkoszy tej jednej doby w waszem mieście spędzonej? Tak-to snadź jest rzeczywiście. Śmiejecie się ze mnie i szydzicie w duchu, prostakiem zwąc mnie może, iż tak chciwemi usty i z takiem pragnieniem czerpałem ze studni, z której wy, mistrze życia doskonali, co dnia pijąc, już się czerpać nazbyt nie kwapicie!
„Teraz przypominam sobie istotnie pewne rzeczy z dziejów dnia ubiegłego, o których zapomniałem był na razie, nie przywiązując do nich zbytniej wagi. A przecież powinny mnie one były lepszej nauczyć mądrości...
„Widziałem was wczoraj wesołych i przy rozkosznej biesiadzie, a przecież były chwile, kiedy mi się zdawało, że ja jeden, który po raz