Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

czycy, jest owo dobro życia jedyne, taka jest rozkosz, ku której osiągnięciu zmierza cała mądrość nasza? Każdy dzień nowy dobro nam to psuje, Nuda i Przesyt wartość mu odbierają, a ono mizerne, nie potrafi nas od tej najstraszniejszej zmory wybawić, jaką jest Myśl o śmierci! Zaiste, przekląłbym życie albobym się zgoła do szalonego cechu zaprzeczycieli jego na Wschodzie zapisał, jeśliby nic nad tę rozkosz i to użycie większego w treści swojej nie miało, nic, coby nam o okresie jego, o śmierci kazało zapomnieć, albo — pozór strachu jej odebrać!
„Dajcie mi, dajcie dobro takie, co wzmoże do tego stopnia wszystkie żywotne potęgi w człowieku, iż zaiste nie będzie pamiętał, że śmierć istnieje, a jeśli nawet o niej wspomnieć raczy, to z uśmiechem, jako o rzeczy, co słabsza jest, niż jego bujna szczęśliwość! Dajcie mi taką moc!...“
Jak spiż zadźwięczało to ostatnie słowo w ustach mówcy. Drgnęli słuchacze — i on sam drgnął, jak gdyby w wyrazie — mimowoli wypowiedzianym — nalazł był jakieś nowe objawienie.
„A! czyż nie wypowiedziałem — przypadkiem — słowa czarodziejskiego, za którem szukałem? — zawołał radośnie. — O moc mi właśnie idzie,