Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

razy idzie przez śmierć, gotów opuścić dostatki, władzy się wyrzec i wszystko zdobyć, wszystko porzucić — bez żalu, bo to „wszystko“ niczem mu jest wobec tego jednego słowa: kocham, które on chce z ust jej usłyszeć. Wiecież wy, czem jest to słowo? wiecie wy, że gdyby można zań było światem całym zapłacić, wszystkiemi jego rozkoszami i złotem wszystkiem, które ziemia żywicielka w łonie swem chowa, całym przepychem, który ludzie stworzyli i pięknem, które snadź boska jakaś uczyniła ręka: to jeszcze ono tanio byłoby kupione, ba! co ja mówię! byłoby jeszcze dane zgoła za darmo, tak jest bowiem w istocie swojej bezcenne!
„Czy znacie wy te spojrzenia, które jak dwa płomienie wzajem się ogarniają i są wymowniejsze od słów najbardziej kwiecistych? Znacie ten uśmiech cichy, co w chwili szczęścia najwyższego na ustach wykwita i człowieka, który już ręce może ma krwią zbroczone i przez wszystek ból i brud tego świata już przeszedł, czyni napowrót dzieckiem niewinnem i równocześnie w boga go zamienia!
„Nie dość wymowne są usta moje i słów mi już brakować poczyna, bo zaiste niczem są słowa wobec rzeczy, którą chciałbym opisać.