Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

Przeto jak przed świętą tajemnicą cofam się przed skreśleniem onej chwili, kiedy się ręce ukochanych wiążą i usta spragnione w jeden grom stapiają.
„Bo jakoż nawet mówić mi o tem? Oto ciało swoje uczuwasz przez to już tylko, że jest miejscem rozkoszy. Dreszczem jeno niewysłowionym, wszystkie tajniki żył przechodzącym, mówi ono nadludzko szczęśliwemu duchowi, że żyje i dążyć chce za nim w tę otchłań, w to niebo... Jak gdyby łkanie jakieś ściska cię za pierś, opadają powieki, ustom tchu już brakuje, a pragną jeszcze bez końca, bez końca...
„A potem ta chwila jeszcze nadmiernego zachwytu, kiedy dwa duchy łączą się ze sobą i z dwóch ciał człowieczych jeden najświętszy przybytek bogu się staje! Oto świat cały w otchłań zapada, a wszystkie gwiazdy nieba szerokiego krążą nurtami krwi i w uderzeniu tętna się iskrzą — a życie całe, wzmożone, do takiego natężenia dochodzi, że już się jeno umrzeć pragnie w tej chwili!“
Tu Grek, na którego licu jakiś nieziemski płomień się rozpalił, wzniół ręce i cały iście do boga raczej podobny, zapominając prawie, iż ma słuchaczy przed sobą i sztucznem już gardząc