Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

piękna i złota i włosy miała takie, że można w nich było ukryć twarz i widzieć jeszcze przez przymknięte powieki blask ich przedziwny i śnić, że się ma głowę w promieniach słonecznych zatopioną i dziwić się tylko, że słoneczne promienie tak pachną...
„Ale po cóż ci ją mam opisywać? Trudnoby mi to nawet było dzisiaj, bo nie wiem już, co z tego, co w pamięci mojej w przedziwny, smutny kryształ wspomnienia się ścięło, było rzeczywistością a co tylko mojem marzeniem“.
Zamilkł na chwilę i powiódł znów wązką, białą dłonią po wysokiem czole. I znowu jechali przez pewien czas w milczeniu, tak że słychyć tylko było uderzenia leniwych kopyt końskich o kamień, w nadrożnym pyle zbłąkany i suchy chrzęst donkiszotowej zbroi, poruszanej częstemi westchnieniami piersi rycerza o smutnem obliczu.
Ciszę przerwał wreszcie głos Don Juana.
— Mów dalej, — rzekł, — chcę usłyszeć, jak ci te włosy słoneczne świat zasnuły.
Mówił to prawie szyderczo, ale w głosie zadrgało coś, niby żal, niby smutek jakiś, przemocą nad drwiący uśmiech się wydobywający...