Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Masz słuszność, — odparł Hamlet, budząc się z zamyślenia, — zasnuły mi one świat, ale przez ich mgłę złocistą i niebo i ziemia piękniejszemi zrazu mi się wydały... Odtąd patrząc na czarne turnie nadbrzeżnych skał norweskich, rąbałem z nich w myśli tron dla tej jasnej mojej i rozpalałem nad jej królewską głową różnobarwne zorze północne i wielki, szumiący, pianą zbryzgany ocean słałem pokornie pod jej małe stopy... A czasem znowu, kiedy w kwieciu chciałem ją widzieć, to myślałem o Anglji zielonej, jak o dywanie, po którym ona stąpać będzie, białej, słońcem ozłoconej mgle podobna...
„Ale tymczasem nie zebrałem rycerzy, nie napełniłem nimi czarnych barek o wydętych żaglach, nie jąłem nawet miecza, aby go wrazić w podłe serce stryja i zdobyć okrwawiony tron... Nic nie zrobiłem: zbyt dobrze mi było. Miałem wrażenie, że stał się dla mnie jeden dzień ciszy, — że serce moje, bijące bezustannie w puklerz kowany, wypocznie teraz na jeden dzień, ażeby jutro bluzgnąć znów krwią i przeć do czynu, do boju, zwycięstwa — do sławy... A to jutro nigdy nadejść nie miało...
— Zbyt dobrze ci było, — powtórzył szeptem Don Juan.