Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

jak mur niedostępnej twierdzy. W dali tylko, jakby strzelnice, widniały w tej ścianie dwie głębokie szczerby; drugą z nich mieliśmy się właśnie pod szczyt przedostawać.
Ale tymczasem trzeba było zejść w Kurzą Dolinkę, co się dość trudnem okazało. Śnieżysty stok z pod naszych stóp spadał zbyt bystro ku małemu, całkowicie pod lodem pogrzebanemu stawkowi, a ponieważ nieprzezornie nie wzięliśmy raczków ze sobą, więc trzeba było szukać innej drogi.
Można było wprawdzie zwyczajem naszych tatrzańskich górali zjechać po śniegu, ale to wydało mi się niebezpiecznem, zwłaszcza dla mało wprawnej naszej towarzyszki, gdyż pochyłość opadała tu bezpośrednio ku wyrwie w północnej grani i kończyła się nad przepaścią, w którą z pod śniegów potok rzucał się spienioną kaskadą.
Spuściłem tedy oboje moich towarzyszy na linie, a następnie zszedłem sam po urwistych, wolnych od śniegu krzesanicach nad ową przepaścią. Z maleńkiej łączki, co tu pod niebem wśród skał wisiała, przeszliśmy wązkim pasem przykrego piargu nad samym wodospadem i wydostaliśmy się znowu na śniegi, które nas od-