Ta strona została uwierzytelniona.
i uginał nogi, na oślizgłych głazach wsparte, ale były to już ostatnie jego wysiłki.
Kiedy minąłem staw i począłem schodzić ścieżką ku Kandersteg, wicher ustał, a natomiast puścił się drobny, przejmujący, ze śniegiem zmieszany deszcz. Gór nie było widać zupełnie, drzewa w zaledwie widocznych zarysach majaczyły przez tuman jesiennego dżdżu. Zaniosło się na kilka dni, na kilka tygodni może. Trzeba było wracać do domu.