Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

A potem dysk złoty, olbrzymi, tryumfalnie z wód i chmur wychodzący. —
Czarodziejstwa i cudy działy się przede mną niewysłowione na morzu i na niebie — a na ziemi ruiny zmieniały się w gród jakiś dziwny, na poły czarny i srebrny na poły... Straciłem poczucie miejsca i czasu; księżyc wyszedł już wysoko i pobielał, a ja stałem jeszcze bez ruchu. W tem dzwonek jakiś cichy, srebrzysty — niewiadomo skąd pośród zwalisk tej willi rozkosznej cezara...
Laudetur Jezus Christus...
Dojrzałem w miesięcznym blasku stojącego obok mnie zakonnika. Wyszedł z kościołka Santa Maria del soccorso i patrzał na mnie badawczemi oczyma.
In saecula saeculorum...
Kaplica Najświętszej Marji Panny Pomocnej na tych ruinach zbrodni, wyuzdania, pychy...
Daleko, daleko gdzieś wiary mojej dziecęcej odbiegłem, ale pozostała mi na zawsze snadź duma, że w katolickiej wierze zostałem wychowany, jedynej, która swoją cudną mistyczną głębią na miano religji boskiej zasługuje. I teraz zląkłem się — nie wiem dlaczego, — aby mnie ten księżyna za luterańczyka jakiego nie poczytał