Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

Biegłem szybko, jakby przed czemś uciekając, byle prędzej i dalej...
Już w pobliżu miasta dostrzegłem przy drodze szopę kamienną, wewnątrz oświetloną. Stały przed nią w łunie od drzwi bijącej trzy tancerki w barwnych strojach narodowych — z bosemi nogami, ale w chustkach opiętych na głowie i ze sznurami korali i mosiężnych krążków na szyi. — Mimo spóźnioną porę czekały snadź tutaj jeszcze zarobku: wedle taksy, umieszczonej we wszechwiednym Baedekerze, tarantella kosztuje franka jednego.
Jakoż zoczywszy mnie, poczęły wołać, czy nie zechcę na taniec ich popatrzeć. W pierwszej chwili chciałem już odmówić, ale przyszła mi dzika po prostu ochota patrzyć na taniec, byle najszaleńszy. Wbiegłem szybko do szopy i rzuciłem im naprzód parę srebrnych monet na ręce. Dziewczęta, ucieszone nieoczekiwaną widocznie hojnością, zaczęły rozpalać oliwne lampy i czynić do tańca przygotowania...
Szopa była obszerna, łukiem kamiennym na dwie części przedzieloną. W pierwszej, gdzie światła się paliły, podłogę miała ceglaną, na której stało kilka krzeseł drewnianych, słomą wyplecionych i jakaś stara kanapa z wysokiem