oparciem i sterczącemi ze środka sprężynami. W drugiej części panował mrok i chaos. W niepewnem świetle lamp widziałem tylko majaczące fantastyczne zarysy jakichś sieci rybackich, stągwi, pak i rolniczych narzędzi... Było w tem wszystkiem coś dziwnie tajemniczego — zwłaszcza w tej późnej godzinie i dla oczu moich, przez cały dzień do przestrzeni morza i nieba przyzwyczajonych.
Zabrzmiały dźwięki muzyczne; najstarsza z tancerek usiadła na ziemi z gitarą w ręku, tamte poczęły tańczyć. Rzuciłem się na niegościnną kanapę i patrzyłem. Dziewczęta były młode i zgrabne. Bose obie — okręcając się w tańcu pokazywały nagie jędrne kolana, z pod żółtych, jedwabnych spódnic błyskające. Usta ich uśmiechały się słodko, oczy poglądały zalotnie, ciała przeginały się w ruchach lubieżnych, ale znać było, że to, co czynią, czynią za pieniądze i radeby spocząć raczej w tej chwili...
Zawołałem na nie, aby taniec przerwały.
Przybiegły do mnie obie, zakłopotane prawdziwie.
— Lei non è contenta, signore?
Nie ruszając się z kanapy, sięgnąłem do
Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.