Strona:Bartek Łatka czyli Jak to Żyd po śmierci zrobił testament.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

rozdziawił gębę i wyłupił oczy, jakby mu jakaś myśl szczęśliwa zwolna przychodziła do głowy.
Aż tu nagle uderzył się po czole, na łokieć podskoczy w górę, wybił hołubca obcasami, jak przy obertasie.
— „Aj waj, Bartku!“ zawołał prędko — „to pan Bóg ciebie tu nadniósł, ty mnie musisz poratować w tem grojse, grojse nieszczęściu.“
— „I cóż to wam się przytrafiło!“ — pyta Bartek.
Ale żyd co tchu poskoczył do szynkfasu, nalał najwiękzsy kieliszek z najlepszej flaszki i już to niesie do Bartka.
— „Ny, Bartku złoty, ja was duże kocham“ — prawi — „wy mnie musicie poratować, panie majster.“
„Ej, — myśli sobie Bartek — coś źle koło żyda.”
— Bartku, majsterku, aj waj, ja mam wielkie nieszczęścia — woła żyd dalej i nowy Bartoszowi nalewa kieliszek — napijcie się majstruniu, ja wam coś będę powiedzieć.“
I chwyta Bartka wpoły, sadza go na ławę i podaje mu kęs najbielszego chleba szabasowego.