kwietnia 1556 roku. Królowéj towarzyszyło aż dwóch kardynałów, de Augusta i kardynał Ferrary. Wysiadła na Rialto, w domu margrabiego Ferrary. Dnia 28 kwietnia Bona i cały jéj dwór słuchali u św Marka małéj mszy z muzyką i śpiewami, i oglądali skarbiec. Dnia 1 maja Artur Papagoda jeździł do senatu wenęckiego od Bony i otrzymał za to 300 skudów złotych, niby poseł państwa jakiego.
Wyjazd Bony z Polski był więcéj intrygą włochów, którzy ją otaczali, niżłi jéj życzeniem; wmówili w królowę, że skarby jéj niłe pewne są w Polsce, a sami na nie zęby ostrzyli. Łatwiéj im byowe Włoszech pomyśléć o kradzieży, jak w Polsce. Największy wtedy wpływ na Bonę wywierał Jan Lorenzo Papagoda, włoch, któremu nieznający zblizka stosunków królowéj, powieściopisarze i dramatyczni poeci polscy, tak niewłaściwe naznaczają stanowisko. Śni się im wszystkim, że Papagoda był kochankiem Bony i ajentem nikczemnym, podłego rodu. Był to jednak wierny jéj sługa, markiz włoski; sprawiał znakomite urzędy w jéj księstwach, a potem do pani swojéj do Polski przyjechał; był to więc nieodstępny królowéj minister i doradca. O stosunkach miłośnych tu ani mowy być nie może, tembardziéj, że wszelkich ku temu posądzeniu brak wskazówek. Papagoda postanowił wreszcie Bonę skraść; dosyć jéj służył i on to podobno głównie ułożył projekt téj włoskiéj podróży. Mówił jéj, że skoro przyjedzie do swojego księstwa barskiego, zostanie rejentką neapolitańską. Przybywszy tedy do ojczyzny, zaraz podjęła o to Bona wielkie zabiegi, zwłaszcza, że posada namiestnika była bar zo zyskowna. Ogromne summy wysypała na dworze Filipa IIgo, żeby otrzymać to namiestnikostwo. Uśmiechał się jéj majestat i władza, które utraciła w Polsce. Skutek okazał, że się okropnie omyliła. Pożyczyła wtedy Filipowi 420,000, wielką summę, z któréj potem płynęły pretensje królów polskich do Hiszpanji; król jéj pewne cła i komory wypuścił za to w procencie.
Oszukana po kilkunasto-miesięcznym pobycie we Włoszech, myślała powrócić do Polski: tam przynajmniéj byłaby królową i miała swój stopień; w Barze zaś uważano ją jako prywatną możną panią i dobrze obdzierano. Wtém zachorowała lekko. Mówiła, że jak się jéj lepiéj zrobi, stanowczo wybierze się z powrotem do Polski. Wtedy Papagoda przekupił lekarza Jana Antonia z Maceraty, który w lekarstwie otruł królowę. Papagoda pozbył się sztucznie i lekarza. Bona, według zwyczaju, kazała Janowi wypić połowę lekarstwa; lekarz wypił w nadziei, że przeciw-trucizną, którą prżygotował sobie, łatwo skutki trucizny zniszczy. Papagoda nie odstępował
Strona:Bartoszewicz Julian - Śmierć królowej Bony.djvu/2
Ta strona została uwierzytelniona.