Wkońcu Tom otworzył oczy i spojrzał na swego pana: — Biednyś ty i nieszczęśliwy! — szepnął — nic więcej nad to zrobić nie możesz. — I zemdlał.
— No, już nareszcie nieżywy! — zawołał i odszedł.
Ale Tom nie umarł, tliło się w nim życie. Jego cierpliwość, modlitwy, które szeptał podczas bicia wzruszyły nawet katów.
Podnieśli go, obmyli rany, ułożyli na bawełnie, wreszcze wleli wódkę w jego usta.
— Tomie! byliśmy źli dla ciebie, przebacz nam... — rzekli Sambo i Kwimbo skruszeni.
— Przebaczam wam z całego serca, — rzekł słabym głosem męczennik!
— O, Tomie! powiedz nam cośkolwiek o Bogu. Jaki On jest?
Opowiedział im o dobroci Boga, o życiu przyszłem, a oni zalewali się łzami, mówiąc: — Czemuż nie wiedzieliśmy o tem! zlituj się nad nami Boże...
Strona:Beecher-Stowe - Chata wuja Toma.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —