Od tego czasu zmienili się bardzo, broniąc towarzyszy przed okrucieństwem pana.
W tym czasie, kiedy Tom skatowany umierał, przed domem Legre stanął powóz i z niego wyskoczył Jerzy Szelby, przybywający zapóźno po wykupienie Toma.
— Niegodziwiec ten buntował mi niewolników, — mówił Legre pytany o Toma — powiedzieć nie chciał dokąd uciekły dwie niewolnice. Pewnie już nie żyje...
Gdy wskazano mu miejsce, gdzie leżał męczennik, rzucił się Jerzy z płaczem wołając: — Tyżeś to mój biedny Tomie, mój szlachetny, kochany! Obudź się, to ja, Jerzy Szelby, twój mały Jerzy...
— Niech Bóg będzie błogosławiony! — wyszeptał Tom. — Mogę teraz umrzeć w spokoju, nie zapomnieli o mnie. Nie mów pan Kloc w jakim stanie mnie widziałeś, pozdrów wszystkich odemnie. Wszystkim przebaczam
Strona:Beecher-Stowe - Chata wuja Toma.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 22 —