Strona:Beecher-Stowe - Chata wuja Toma.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.
— 5 —

ręce małe i delikatne, z trwogą zbliżała się do chłopca.
— Przepraszam pana, że weszłam, — rzekła zaniepokojona, ale szukam Henrysia.
— Zabierz go, moje dziecko, — odrzekł pan Szelby — podczas, gdy Eliza porwała syna w odjęcia i czemprędzej odeszła.
— Oddaj mi pan chłopca, a umieszczę go u bogaczów, będzie mu dobrze.
Pan Szelby zadumał się, poczem obiecał mu dać odpowiedź wieczorem.
Wyszedł handlarz, a Eliza miotana straszliwem przeczuciem, poszła do pani Szelby, ale usłużyć jej dziś nie potrafiła.
— Co ci się stało? co ci jest, droga Elizo, — odezwała się wkońcu pani domu — powiedz mi, jako swej opiekunce.
— Ach! pani! — jęczała biedna kobieta, — był Halcy i pewnie sprzeda mu pan mego Henrysia.
— Ależ nie bój się Elizo, — uspo-