Noc pełna udręki. Dziś naprzemian mgła i śnieg. Pracowaliśmy zaciekle. Jest to prawdziwa wojna wyrobników. Łopata tu znaczy tyle co karabin. Nasz rów łącznikowy już dostatecznie głęboki; można w nim stać prosto, bez obawy, że nas skądciś wymaca śmiertelna kula. Rów umocniliśmy workami z piaskiem. W kilka godzin napełniliśmy ich kilkaset. Przybył do nas nowy d-ca baonu, cav. Galassini z Modeny.
Dr. Mussacchio opowiada mi o dziwnej chorobie jednego z ludzi, badanego przezeń dziś rano. Był to jakiś Sycylijczyk, który zapewniał, że podczas urlopu zimowego został zaczarowany. Symptomatami „zaczarowania“ były: osłabienie, brak apetytu, nieokreślone bóle i nostalgja. Dalibóg, rozumiem, że wśród takiej nawały śniegów i lodów może Sycylijczyk doświadczać nostalgji — nostalgji do słońca!
∗ ∗
∗ |
Subalternowie naszego baonu są wszyscy bardzo młodzi i są z nami po przyjacielsku — per „ty“. Nocy ubiegłej, jak opowiadał mi porucznik Azzali z 6-ej kompanji, Austrjacy, ubrani w płaszcze śniegowe, próbowali codziennego ataku, ale bersaljerowie 33-go pułku, którzy nie mają brzydkiego nałogu spania w okopach, udaremnili to przedsięwzięcie pięciominutowym ogniem ciągłym.
Noc na czatach. Przykra zawieja śnieżna aż do północy. Kapitan czuwał z nami przez całą noc, deklamował urywek „Nerona“ Cossy i dla zabicia czasu pozwoliliśmy sobie na śpiew półgłosem. Koło północy Reali, chef de cuisine naszej drużyny, przygotował nam rodzaj ponczu, który rozgrzał