Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/111

Ta strona została przepisana.


26 marca.

Z Freikofel słychać nieprzerwany huk armat. Toczy się walka. Jednakże jej echo nadchodzące z tak bliska, zdaje się niebardzo niepokoić mieszkańców Paluzzy. Charakterystyczny mały kościółek jest przepełniony ludźmi, słuchającymi mszy. Sierżant z komendy etapu podaje mi wiadomość, że z Timavy zawezwano wszystkie wolne ambulanse“. Wnosić stąd można, że toczy się poważna bitwa.
O jedenastej zbiórka do odmarszu. Towarzyszy nam poporucznik Menini z Lombardji. Do widzenia, Paluzzo! Przeprawiamy się przez But i mijamy Cercivento. Zaraz potem idzie Ravascletto, zasypane już śniegiem. Znajdujemy się na wysokości 947 m ponad powierzchnią morza. Starcy i kobiety siedzą na ulicach, używając słońca i niedzielnego wypoczynku. Rys charakterystyczny, świadczący o patrjotyźmie tutejszej ludności: w Ravascletto, gdzie mieszka zaledwie kilkuset ludzi, subskrybowano zgórą 25 000 lirów trzeciej pożyczki wojennej. Wypoczynek obiadowy. Obiad sporządzamy w domu wieśniaka, który nam wypożycza swoje naczynia kuchenne.
Odmarsz. Teraz droga idzie pod górę. Przed naszemi oczyma roztacza się zachwycająca panorama. Malowniczy i gościnny kraju karyncki!… Krótki odpoczynek we wsi Paulare. Wstępujemy do jednego z domów, mającego miły wygląd pańskiej willi. Prosimy o łyk wody. Panie zamieszkujące w tym domu, częstują nas uprzejmie tym napojem. Są tu trzy dziewczynki: Mina, Antonietta i Maddalena. Spostrzegam wielki portret Benedetta Cairoli i mniejszy Gabrjela D’Annunzio. Kobiety przejęte głębokim patrjotyzmem włoskim. Śpiewamy razem hymn Oberdana. Pożegnanie i serdeczne życzenia.