Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/125

Ta strona została przepisana.


10 kwietnia.

Nic nowego. Wszystkie nasze starania i zabiegi zdążają jedynie do tego, by odkopać drogi zasypane śniegiem. Drużyny robotników cywilnych żywo krzątają się koło budowy nowych schronów i szańców i ociosują pnie wielkich drzew leśnych.

∗             ∗

Artur Marano, żołnierz mojej drużyny, otrzymał następujący list od swego brata, ochotnika armji angielskiej:
„Kochany Bracie! Od siedmiu miesięcy służę w wojsku angielskiem, ale dotąd jeszcze nie brałem udziału w żadnej bitwie. Gdy na mnie przyjdzie kolej, będę walczył przeciw Niemcom i chętnie zginę, choć przedtem chciałbym dostać kilku Niemiaszków w swe ręce. Zapytujesz mnie, kochany Bracie, czemu nie zgłosiłem się do armji włoskiej. Gdyby to było możliwe, radbym dostać się do was. Pisałem do konsulatu włoskiego w Vancouver w Kanadzie, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Zgłosiłem się więc do armji angielskiej i powodzi mi się tu nieźle. Angielszczyzną jeszcze nie władam, ale daję sobie jakoś radę. Niechże nas trzech braci nie opuszcza odwaga i otucha, a po osiągniętem zwycięstwie wrócimy do ojczyzny, by nigdy jej nie opuścić!“
Interesujący dokument.

11 kwietnia.

Wykopaliśmy dwa rowy strzeleckie oraz rów łącznikowy, przechodzący wzdłuż całej linji naszych schronów. Popołudniu dwanaście strzałów szrapnelowych.

12 kwietnia.

Jest to prawdziwa wojna mroków i nocy. Dnie upływają w zupełnej ciszy, natomiast noce bywają zawsze bardzo nie-