spokojne. O zmierzchu rozpoczyna się walka i toczy się dalej w głębokiej ciemności. Dziś nocą huczał gwałtowny ogień na Bordaglia Alta. Suchy trzask strzałów karabinowych przygłuszała niekiedy wrzawa granatów ręcznych.
Rankiem spadł cieniuchny śnieżek, potem znów zajaśniało słońce. Uporaliśmy się już z kopaniem rowów. Gdy chodzi o tę robotę, żołnierze nie łazikują. Dwa rowy strzeleckie dominują nad doliną Volaji. Szerokie i skuteczne pole obstrzału. Tak się wyraził kapitan bersaljerów-kolarzy, Ricchieri, znający wybornie te pozycje. Ponieważ ostatni rów na wzniesieniu został wybudowany według mego planu i pod mojem okiem, spotyka mnie słówko pochwały z ust kapitana. — Na dwóch drewnianych tablicach, przybitych do pniaków zrąbanych drzew, wypisałem nazwy rowów. Dłuższy z nich, położony niżej, otrzymał nazwę „rowu bersaljerów“, górny zaś nazwaliśmy na cześć naszego Naczelnego Wodza — „rowem Cadorny“.
Wyrażenia z gwary wojennej:
stępak (trottapiano) — wesz
szczotka (spazzolino) — ordynans (pocztowy)
papierosy — naboje karabinowe wzoru 1891
pocztówka niefrankowana — oferma, niedołęga
koperta z czterema żandarmami — list opieczętowany.
Rano i popołudniu spokój. W nocy, gdyśmy się już wyciągnęli na stłamszonych doszczętnie barłogach ze słomy, zbudził nas silny ogień karabinowy. „Ka-emy“ nasze i austrjackie śpiewały na całe gardło — chciałem powiedzieć „na całą taśmę“ — a nad Bordaglia Alta i Navagnist trzeszczały zawzięcie karabiny. Chwila milczącego oczekiwania.
Naraz głos jakiś zawołał:
— Do broni!