Niespokojna noc. Około 2-giej po północy poczęły „śpiewać“ austrjackie K.-M-y. Dziewięć granatów i kilka szrapneli upadło w pobliżu naszej reduty.
Rozchodzi się pogłoska, że opuścimy tutejsze okopy i przeniesiemy się na inny front, znowu do Karyntji. Powróciłem z warty.
∗ ∗
∗ |
Gdy człek jest zmuszony do spółżycia z gromadą, winien zdziczeć w tym stopniu, jaki jest niezbędny do znoszenia wszelkich nieuniknionych przykrości zarówno materjalnych jak i duchowych, wypływających z owej wspólnoty.
Popołudniu oberwała się ze zboczy Omladetu potężna lawina i zasypała dwa żleby; poczem w pewnej chwili biała masa wykonała skok stumetrowy i napełniła wielkim zgiełkiem całą dolinę. Volaja nareszcie odsłania swój nagi grzbiet, nieowinięty mgłą i chmurami. Pod wieczór silne bombardowanie naszych pozycyj na przełęczy między Vas i Omladet.
Mamy już rozkaz do odmarszu. Odchodzimy!
Wcześnie rano pobudka. Volaja miała ochotę obdarzyć nas na pożegnanie jeszcze jedną, ostatnią śnieżycą.
Nadchodzą pierwsi piechociarze, którzy mają nas zluzować. Rynsztunek włóż! — odmarsz! Pierwszy wypoczynek na rozstaju Pierabech-Navagnist; czekamy przybycia reszty naszych plutonów. W dolinie, poniżej, niema już śniegu i jest wcale ciepło. Drugi wypoczynek w Forni, gdzie odbywa się zbiórka wszystkich kompanij baonu. Dwie godziny swobodnego czasu. Śniadanie w gospodzie „Pod Koroną“. Reali jest ze mną. Na pięterku czysta i jasna pokoiczyna,