Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/139

Ta strona została przepisana.

i utrzymali się w nich pomimo uporczywych przeciw-uderzeń austrjackich. W dniach 18, 19 i 20 października przyszło tym „opryszkom“ wytrzymywać ciężkie walki. Po trzech dniach gwałtownego ognia huraganowego przeszli Austrjacy do silnego natarcia. Na odcinku zajmowanym przez „opryszków“ był taki układ sił walczących, że na 123 alpinów wypadło conajmniej 1000 nieprzyjaciół. Idąc do ataku, wrogowie okryli ładowne plecaki zielenią, by trudniej ich było zauważyć. Alpinowie po długim oporze zażądali posiłków; przysłano więc do pierwszej linji kompanję saperów: „Moją“ — dodaje kapitan Simoni z żywą i uzasadnioną dumą. — Porażka nieprzyjaciół była całkowita. Naliczyliśmy 460 trupów nieprzyjacielskich, ale było ich pewno o wiele więcej. Natomiast nasze straty były nieznaczne: zaledwie kilkudziesięciu ludzi stało się niezdolnymi do walki. Od października począwszy, Austrjacy zaniechali wystąpień zaczepnych.

14 maja.

Całe popołudniu spędziłem wesoło, w miłym nastroju koleżeńskim. Kilku saperów z 5-go pułku zaprosiło mnie na przyjacielską biesiadę w swej kwaterze, odległej od nas o dwa kroki. Przyjęcie u naszych kolegów-„inżynierów“ było wspaniałe. Siedem godzin upłynęło mi bardzo przyjemnie. Mówiliśmy o polityce, wojnie i zwycięstwie. Wkońcu, by przypieczętować pamięć tego pięknego dnia i węzły świeżo zawartej przyjaźni, wymieniliśmy pomiędzy sobą adresy, opatrzone licznemi podpisami. Mojego adresu nie cytuję, bo niezbyt dobrze go sobie przypominam, ale cieszę się, iż mogę przytoczyć adres moich towarzyszy broni z 5-go pułku inżynieryjnego, gdyż rzuca on światło na etykę żołnierską włoskich szeregowców po upływie roku wojny: