Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/158

Ta strona została przepisana.

pieczeństw, fascynuje żołnierza swym żywiołowym, pełnym wrażeń ruchem. Spokój osłabia — czyn wyzwala. Dziś w nocy będzie można drzemać jednem tylko okiem.

7 grudnia.

Dla odmiany znów leje strumieniami. Nasz schron stał się kałużą pełną wody i błota. Dziś rankiem, podczas chwilowej przerwy w walce, nasza artylerja otwarła gwałtowny ogień przeciw pozycjom nieprzyjacielskim. Teraz zamilkła. Austrjacka artylerja pomrukuje z lewej strony. Deszcz jest piątym z naszych nieprzyjaciół i może najbardziej morderczym ze wszystkich.
Samochodziarze nie są wcale „obijaczami“ — to ludzie bardzo pożyteczni. Ci, którzy przywożą nam co wieczora wodę i żywność aż na dwieście metrów do okopów pierwszej linji, tak samo narażają skórę jak i my. Nie tak dawno jeden z ciężarowych samochodów, naładowany granatami, został celnie ugodzony pociskiem nieprzyjacielskim. Kierowca został rozszarpany w kawałki.
Południe: deszcz uporczywy i nawet jeszcze silniejszy niż poprzednio. Wczoraj wieczorem, po długich sześciu dniach wyczekiwania, otrzymałem znów Popolo. Jest to pierwszy numer, jaki się ukazał po strajku zecerów w Medjolanie.

8 grudnia.

Wczoraj wieczorem, z nastaniem mroku, przenieśliśmy się od wysuniętej linji okopów; deszcz lał jak z cebra. Ulokowaliśmy się w jakiejś błotnej jamie. Ogień karabinowy dość rzadki, natomiast zatrzęsienie rakiet świetlnych. Austrjacy są od nas oddaleni o jakie 30—50 m. Wczoraj wieczorem pracowali z wytężeniem. Słychać rąbanie i walenie kilofów. Dziś nie pada, ale niebo jest zachmurzone. Artylerja pracuje,