nie wytężając się jednakże zbytnio. W opuszczonych schronach austrjackich za Debeli znaleźliśmy sporo kilofów. Nasz rów tak tu się dziwnie ciągnie, że możemy być zaatakowani zarówno z przodu, jak i z tyłu. Jednakże pomiędzy nami i Niemcami stanęła jakby cicha ugoda, że nie strzelamy do siebie wzajemnie. My ich widzimy i nie tykamy się nawet broni; oni również nas widzą — widać nas aż zanadto dobrze! — ale też nie strzelają. Jesteśmy uwięzieni w tych błotnistych jamach, nieporuszenie oczekując dalszego losu.
Ustawiczna słota mocno obniżyła poziom żołnierskiego ducha bersaljerów. Jesteśmy przemoczeni i ociekamy wodą. Ze sobą mamy jedynie koc i płaszcz; tornistry zostawiliśmy i dostaniemy je z powrotem, gdy pójdziemy na odpoczynek. Nie widać ani skrawka błękitnego nieba — wszystko jest jednostajnie szare jak włosiennica mnicha i nasiąkłe wodą.
Gwara żołnierska:
zgrzebło — głód,
„fifhaus“ — schron podziemny.
Nasze okopy opasują pobojowisko ostatniej bitwy listopadowej. W lejach powstałych wskutek wybuchu 30,5-kalibrówek pochowaliśmy ciała padłych Austrjaków i zalaliśmy je wapnem.
Czas dżdżysty. Zanosi się jednak na to, iż niebo nieco się przetrze. Rozpoczyna się codzienna symfonja ciężkokalibrówek. Austrjacy słabo odstrzeliwują się lekkiemi działami przeciwko naszemu ogniowi huraganowemu.
Dziś w nocy jeden z żołnierzy austrjackich poddał się dobrowolnie w niewolę naszej placówce. Opowiada, że nasza kanonada wyrządziła wczoraj znaczne straty Austrjakom. Z całego posterunku, zmiecionego celnym strzałem, on tylko jeden pozostał przy życiu. Trzej inni zginęli. Jeden z naszych