Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/178

Ta strona została przepisana.


24 grudnia.

Oto mój codzienny program zajęć: Rano w okopach niema „pobudki“. Sen nie jest określony regulaminem, jak w garnizonie, bo jego trwanie dłuższe lub krótsze zależy od… biegu wypadków. O godzinie ósmej pierwsze śniadanie. Potem czytam gazety, piszę parę pocztówek „wolnych od opłaty“. W południe obfity obiad: słonina, ser, owoce. Porcja owoców jest następująca: jedna pomarańcza, dwa jabłka, cztery figi, sześć kasztanów, oczywiście na zmianę. Zapomniałem o cytrynie, ale tę właśnie dostajemy codziennie. Popołudniu niema nic do roboty. Jeżeli jest mgła, idę na przechadzkę po pobojowisku; często znajduję tam różne trouvailles, czasem coś ciekawego… Działa przygrywają nam ciągle aż do wieczora. Otrzymujemy kolację, potem następuje cisza… i noc, która nie chce się skończyć… Nazajutrz… rozpoczyna się da capo wszystko to samo…
Wigilja Bożego Narodzenia. Kto z nas o tem myśli? Ołowiane niebo, cichy kapuśniaczek. Wzdłuż rowów strzeleckich rozbrzmiewa pracowite kucie w odłamki eksplodowanych granatów; żołnierze odrywają od nich pierścienie przewodowe, by kiedyś przynieść je jako pamiątkę do rodzinnej wioski… Taki jest „szyk“ okopów! Spokojne popołudnie. „Debaty pokojowe“ powoli zamierają. Każdy czuje i rozumie, że jeszcze nie nadeszła stosowna godzina…
Kapitan dał mi zlecenie, żebym zaniósł pułkownikowi list z życzeniami. Nie zastałem jednakże pułkownika. Był w linji przedniej okopów. Musiałem więc czekać jego powrotu. Gdy się zjawił, przyłączyłem swoje życzenia do życzeń kapitana. On odezwał się do mnie:
— Byłem w rowie strzeleckim, żeby zanieść bersaljerom pozdrowienia i życzenia. Jednakże najlepszem z życzeń mych jest, by pułk zawsze dobrze się sprawiał!…