Dziś rano niebo szare. Ogień huraganowy dział naszych i nieprzyjacielskich. Nie mogłem spać, bo ziemia się trzęsła, a powietrze tak drgało, że nasze schrony w „dolinach“ zaczęły się rozsypywać. Miotacze bomb rozpaliły się do czerwoności. Symptomat.
Wczoraj wieczorem, o zmierzchu, strzelałem z miotacza bomb. Bomby celnie trafiały w okopy niemieckie. Zwykła strzelanina po stronie naszej i nieprzyjacielskiej. Ranek wietrzny. Uroczysta msza przy dowództwie. Porucznik-lekarz Scalpelli odchodzi do szpitala polowego za Isonzo. Był w pierwszej linji od samego początku wojny.
Przez większą część nocy pracowałem nad ustawieniem miotacza bomb. Dziś rano, o świcie, pozdrowiłem Niemców na dzień dobry bombą Excelsior typu B., która celnie ugodziła w okop nieprzyjacielski. Jarzący się w nim koniec papierosa zgasł odrazu — a wraz z nim może i sam palacz. Dziś rano oni nas ostrzeliwali przez kilka godzin z rzędu. Nasze straty nie są ciężkie. Pomiędzy niezdolnymi do walki są dwaj oficerowie; jeden z nich należał do oddziału miotaczy bomb. Na dobranoc podwoiłem dawkę — rzucając dwie bomby. Cel trafiony. Dzień słoneczny. Podstawa miotaczy ukończona. Dzisiejszej nocy spodziewam się spać długo.
Urlopy zarówno dla oficerów jak i dla bersaljerów zawieszone. Drugi symptomat. Przegląd tornistrów