— Nie umiem powiedzieć o tem nic dokładnego — odpowiedział, poczem jął opowiadać cały fakt, tak jak został przedstawiony w jego „Notatniku“.
Spytałem Mussoliniego, jak się dokonało jego przeniesienie do oddziału miotaczy torped.
— W najprostszy sposób w świecie — odpowiedział z wielką pogodą. — Pierwszego lutego mogłem odejść w głąb kraju na dłuższy lub krótszy okres czasu. Zamiast tego wołałem pójść, jako ochotnik, na stanowisko dowódcy oddziału miotaczy bomb pod rozkazami jednego z oficerów. Nad garnizon w głębi Włoch przeniosłem „doliny“ Krasu na najniebezpieczniejszej kocie. Oto wszystko.
Mówiąc to, przesuwał zlekka głowę po poduszce. Oczy rozwarły mu się jeszcze szerzej.
Uśmiech zadowolenia — ten charakterystyczny, piękny uśmiech, nerwowy i kryształowy, znany wam tak dobrze — rozjaśnił mu bladą twarz. Pogłaskałem go po czole. Gest ten przypomniał mi, że chory ma wysoką gorączkę. Moja obecność stała się dlań mimowoli udręką; skłoniłem go bowiem do zbyt długiego mówienia. Spostrzegłszy to, namówiłem go, żeby się nie wysilał, poczem dodałem:
— Opowiem o tych odwiedzinach naszym towarzyszom i przyjaciołom.
— Tak, zróbcie to. I mówcie jasno a wyraźnie, że gotów jestem znosić jeszcze cięższe losy, byle zapewnić triumf ideałom sprawiedliwości, przyświecającym armji Czwórporozumienia. Powiedzcie, iż jestem dumny z tego, że spełniając najniebezpieczniejszy z mych obowiązków, krwią swoją zrumieniłem drogę do Trjestu!
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy o innych sprawach, poczem zmusiłem mego zucha do milczenia, zagłębiając ręce w ogromne pliki telegramów i listów, leżących na jego szafce nocnej, na krześle, w nogach łóżka.
Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/209
Ta strona została przepisana.