Wychodząc wdałem się w rozmowę z doktorami: Scipioni’m i Colvini’m.
— Stan zdrowia Mussoliniego — słyszę z ich ust — nie jest groźny, jednakże rany nie są tak lekkie, jak niektórzy opowiadali. Wprost przeciwnie. Wiele ran przechodzi na wylot, a w dolnych częściach ciała są poważne uszkodzenia. Jedna z ran, na prawem udzie, dosięga szerokości 10 cm. Inne obrażenia dotyczą głowy, prawego ramienia (obojczyk jest złamany), przedewszystkiem zaś prawej ręki strzaskanej w przegubie. Liczba odłamków znalezionych w jego ciele po prześwietlaniu, wynosi około czterdziestu. Wyciągnięto niemal wszystkie w ciągu dwóch operacyj. Wysoka gorączka, jaką ma chory, nie powinna nikogo przerażać. Wynikła z procesu zapalnego rany w nodze, gdzie zachodzi niebezpieczeństwo wysiąku. Biedak zmizernieje! W każdym razie, gdyby nawet nie było żadnych komplikacyj, Mussolini nie przyjdzie zupełnie do siebie wcześniej jak za jakie 50 dni. Gdyby gorączka ustąpiła, mógłby za jaki tydzień przenieść się z tego szpitala gdzieindziej.
Zebrawszy dla przyjaciół te wiadomości, pożegnałem się z doktorami, jednocześnie smutny i podniesiony na duchu.
W głęboką noc (księżyc świeci i huczą armaty) kreślę te dorywcze zapiski. Zimno siarczyście!
∗ ∗
∗ |
Rankiem 2 kwietnia Benito Mussolini w towarzystwie Dr. Piccagnoniego, komendanta szpitala potowego, w którym leczył się po otrzymaniu ran, przybył do Medjolanu, powitany radośnie i serdecznie przez redakcję POPOLO D’ ITALIA i wielu przyjaciół, z niecierpliwością oczekujących jego przybycia.
Z wielkiemi ostrożnościami wyniesiono go z łóżka wagonowego i przewieziono do okręgowego szpitala Czerwonego Krzyża przy