Jego imię było na ustach wszystkich. Jego służba w charakterze prostego żołnierza na froncie w obliczu wroga, — rany, jakie odniósł w piekle wojennem na Doberdó stały się punktem wyjścia i pierwszym stopniem bezprzykładnej karjery tego niezwykłego człowieka…
Ale wojna nie skończyła się prędko — naodwrót, właśnie wtedy rozpoczął się jej rok przełomowy. Mussolini jeszcze z trudnością powłóczył nogami o szczudłach, gdy w jesieni r. 1917 nadeszła straszliwa wieść o klęsce pod Caporetto. On właśnie podówczas objął nanowo dawne stanowisko w swej gazecie, głównie w zakresie „frontu wewnętrznego“. Z niepokojem i zgryzotą spostrzegał, że w pewnych sferach wewnątrz ojczyzny szerzyć się począł lęk i desperacja co do końca wojny. Wówczas w płomiennych artykułach zwrócił się przeciwko defetystom i korzystając z poczytności i miru, jakim cieszyła się stale jego gazeta, starał się obudzić w narodzie ufność i siłę ducha. Po klęsce pod Caporetto, która odrazu zniszczyła całą, tak długo i tak uciążliwie umacnianą linję frontu na Krasie i otworzyła wrogowi szerokie rozłogi prowincji weneckiej aż nad Piawę, taka podnieta była szczególnie konieczna. Rozlegały się wówczas poważne głosy, które doradzały królowi złożyć koronę i nadać krajowi zgoła inną formę rządzenia. Rzecz taka byłaby jednoznaczna z zaniechaniem wojskowego oporu — wobec czego wojna dla Włoch byłaby przegrana. Wówczas w kraju zbudziła się reakcja, zmierzająca do tego, by wzbudzić na nowo ochotę do walki,
- ↑ Dołączone z niemieckiego wydania „Notatnika“ (Przyp. tłumacza).