losu; jedynie kadet, stojący poza innymi, zdradza wielkie zdenerwowanie: gryzie wargi i ledwo może powstrzymać się od łez. Kapral Tafuri odzywa się do niego:
— Niech się pan nie boi, we Włoszech będą się z panem dobrze obchodzili.
— Glauben Sie? — odpowiada kadet z powątpiewaniem. Jest to człowiek jeszcze młody: może mieć jakie lat dwadzieścia.
Jeden z eskorty opisuje mi szczegóły wzięcia jeńców. Naprzeciw stanowisk trzydziestego trzeciego bataljonu jedenastego pułku bersaljerów znajdował się silnie umocniony okop nieprzyjacielski. Na zeszłą noc zapowiedziano natarcie. Drużyna bersaljerów podkradła się niepostrzeżenie aż pod zasieki kolczaste i spowodowała wybuch miny. Bezpośrednio potem doszło do ataku na bagnety. Austrjacy, nagle zaskoczeni, nie zdobyli się na strzał i podnieśli ręce do góry. Poddali się…
Bono taliano, rispettare prigioniero![1]
Ruszamy w dalszą drogę. Musimy osiągnąć kotę 1270. Posuwamy się percią wiodącą na Monte Nero. Spotykamy ranionych. Kilku lekko rannych uśmiecha się do nas, paląc papierosy. Inni są ciężej porażeni. Jeden zakrył twarz gazetą, z pod której widać okrwawiony i rozszarpany policzek. Są pomiędzy nimi i dwaj Austrjacy, jeden lżej, drugi ciężej raniony; ten drugi, zdaje się, ma strzaskane ramię. Prowadzą ich do szpitala polowego w Magozo.
Długie kolumny taborów. Bez mułów wojna górska byłaby nie do pomyślenia. Niektórzy z nas, bardziej pomęczeni, objuczają swemi tornistrami te zwierzęta.
Pod wieczór dostajemy się w strefę ognia artylerji austrjackiej. W powietrzu warczą granaty, ogłaszając się charak-
- ↑ Przekręcone z włoskiego: Buoni italiani, risparmiate i prigionieri — dobrzy Włosi, oszczędźcie jeńców!