Po kawie zbiórka. D-ca bataljonu, mjr. Cassola, przemawia krótko, witając nas i pokrzepiając na duchu. Słowa wzruszające i pełne miłości. Koło miejsca opatrunkowego, gdzie przemawia major, leży ranny żołnierz, któremu odłamek granatu strzaskał nogę. Twarz pogodna, profil delikatny. Prosi o papierosa i łyk kawy. Odnoszą go dalej, na tyły. Od czasu do czasu słychać w linji czuwania słabą strzelaninę. Znów zbiórka. Zarządził ją d-ca kompanji, kpt. Vestrini, który przyszedł nas przywitać. Głowę ma przewiązaną. Ubiegłej nocy, gdy stojąc kierował bitwą, pomacała go kulka nieprzyjacielska. Na szczęście rana jest niezbyt ciężka.
Jego przemowa do nas brzmi:
— Dowództwo baonu przydzieliło was do mojej kompanji. Od dwóch dni należycie do bohaterskiego pułku, który tu na tych skalistych szczytach dokazał cudów waleczności. Te miejscowości, które są i były nasze, zdobyliśmy teraz ponownie. Nie obeszło się przytem bez krwawych ofiar. Wszak i dzisiaj przeklęta mina austrjacka pogrzebała wielu moich bersaljerów… atoli wróg drogo za to zapłacił. Nasze karabiny maszynowe, jak słyszeliście na własne uszy, nie pozostały bezczynne! Wy przybyliście do nas, by wypełnić najświętszą i najcięższą zarazem powinność względem Ojczyzny. No, ja liczę na was! Jesteście mężczyznami, wypróbowanymi w bojach żywota. Gdy się przyzwyczaicie do nowego trybu i zżyjecie się ze starszymi, będzie was ożywiać taki sam entuzjazm i pragnienie zwycięstwa. We mnie poznacie nietylko prze-