Rannych jest wielu, więc trzeba przynieść nosze z innych kompanij naszego bataljonu. Dwaj zabici: jednym z nich jest Janarelli, pocztowy porucznika Morrigoniego. Kula szrapnelowa przebiła mu pierś i wyszła przez plecy. Znaleziono ją pomiędzy skórą i kaftanikiem.
— Panie poruczniku, — woła konając Janarelli — niech mnie pan uściśnie! Ze mną już klapa!
Widzę mokre od łez oczy Morrigoniego i słyszę jego głos:
— Dzielne to było i zacne chłopisko!
Janarelli jest jakby pogrążony we śnie. Jedynie koło ust zebrała się krew. Drugim nieboszczykiem jest rezerwista z rocznika 1884. Odłamek pocisku odłupał mu czaszkę. Czerwona kresa przedziela twarz na dwie połowy. Pozatem mamy dziewięciu rannych — z tego trzy wypadki bardzo ciężkie, a dwa beznadziejne.
— Saperzy, zbiórka z łopatami!
Nadchodzą saperzy, niosąc narzędzia. Kładą umarłych na nosze, sporządzone z gałęzi i worków, i odchodzą. Tutaj nie można zakładać cmentarza. Trzeba trupy grzebać w miejscach bardziej ustronnych i osłoniętych. Nerwowy nastrój naszej kompanji nie trwał długo. Rozpoczęła się na nowo gawęda. Słychać pogwizdywanie, śpiewy. Gdy śmierć stanie się widowiskiem powszedniem, przestaje czynić na człowieku wrażenie. Dziś po raz pierwszy znalazłem się w bezpośredniem niebezpieczeństwie życia. Nie myślę już o niem zgoła.
∗ ∗
∗ |
Po upływie miesiąca pierwszy raz mogę się umyć i uczesać. Jako shampoo służy mi Marsala…
∗ ∗
∗ |
Porucznik Francisco z 15 kompanji, przechodząc koło naszych okopów, zatrzymał się i opowiedział mi co nastę-