Otrzymuję Libera Stampa z Locarno. Jest w niej artykuł poświęcony pamięci poległego Giulia Barniego. Biedny bohaterski druhu! Ci zpośród nas, którzy pozostaną przy życiu, nie zapomną nigdy o tobie!
∗ ∗
∗ |
Kolegów moich przeraża możliwość dostania się w ręce Austrjaków.
— Lepiej zginąć! — oświadczają wszyscy.
Tem się objaśnia niesłychanie mała ilość jeńców włoskich, wziętych do niewoli przez Austrjaków. Z naszego pułku dostało się do niewoli zaledwie dziesięciu — i to tylko wskutek nagłego zaskoczenia ich przez oddział nieprzyjacielski.
∗ ∗
∗ |
Tu nikt nie mówi: „Wrócę do mojej miejscowości rodzinnej“. Mówi się: „Wrócimy do Italji“.
W ten sposób Italja staje się może po raz pierwszy w świadomości tylu naraz swych synów żyjącą jawą, poprostu wspólną ojczyzną.
Niedziela. Poranek zaczął się spokojnie. Nad nami jaśnieje wspaniałe słońce. Koło dziewiątej całkiem niespodziewanie przelatuje z przeraźliwem wyciem ponad naszemi głowami austrjacki pocisk 28-kalibrowy. Eksploduje daleko w dole, gdzieś koło Slatenika. Niedługo potem drugi strzał, na znacznie krótszy dystans. Trzeci pocisk pada o 220 m od obsadzonego przez nas stanowiska. Czwarty uderza poza nami. Austrjacy strzelają na chybił trafił. Ostrzeliwują całą strefę. Strzały takie noszą u nas nazwę „strzałów wyzywających“. Wycie szóstego zkolei pocisku. Słyszę je