Na szczycie Jaworcku Austrjacy spowodowali wybuch trzech olbrzymich min, które rozsypały wielki kłąb kamieni i żwiru. Ofiar w ludziach nie było.
Dziś drugi dzień natarcia. Armaty wciąż huczą. Na lewo od nas, na Małym Jaworcku, gwałtowny ogień karabinowy.
Wczoraj, późno wieczorem, cztery strzały z dział 28-kalibrowych. Następnie od czasu do czasu gwałtowny ogień karabinowy i armatni po stronie austrjackiej. Przez resztę nocy cisza. Dowództwo dywizji przesłało 11-mu pułkowi bersaljerów telefonogram gratulacyjny z powodu tragicznej, a jednocześnie chwalebnej rocznicy Szara-Szatu. Mój sekcyjny, Mario Simone z Camerino, który jako pocztowy pułkownika Fary przebywał w Libji, opowiada mi, jak tam było pod Szara-Szatem.
O rezultatach naszej „akcji“ nie mamy jeszcze dokładnych wiadomości. Podpułkownik Albarelli poniósł ranę. Plutonowy Corradini ma głowę przewiązaną, ale rana nie jest ciężka. Ale oto za nimi niosą dwóch nieboszczyków, ofiary pocisku 28-kalibrowego. Jeden z nich jest raczej niekształtną skrwawioną bryłą, owiniętą brezentem.
W tym momencie, o godzinie dziesiątej rozpoczyna się codzienna symfonja naszych armat. Nadlatują kruki. Popołudniu Austrjacy przez trzy godziny ostrzeliwali pozycje obsadzone przez naszą kompanję. Mają widocznie posiłki. W samą porę pochowaliśmy się w schronach. Kilku ranionych.
∗ ∗
∗ |
Nie rozumiem, czemu żołnierzom wydają codziennie wódkę. Wprawdzie po małej tylko porcyjce, ale i to wyrabia w żoł-