Przesunęliśmy nasze pozycje wgórę o kilkadziesiąt metrów w prawo. W obecnej chwili znajdujemy się na k. 1300. Mój schron jest o wiele słabiej umocniony, niż ten, który opuściłem. Jednak zbyteczną rzeczą byłoby go umacniać. Zostaniemy tu tylko dwa lub trzy dni.
Pada śnieg, który wdziera się do naszego schronu, zamieszkanego przez nas w pięciu chłopa. Korzystając z pozwolenia, zapalamy ognisko, jednakże dym gryzie nas w oczy. Wiadome „działko“ rozpoczyna codzienne swe „wyzwiska“. Naliczyliśmy 50 szrapneli. Marudna i bezcelowa pukanina. Kilku ranionych.
Czwarty pluton naszej kompanji poszedł jako placówka na linję przesłaniania.
Nasza artylerja ostrzeliwuje pozycje austrjackie. Dochodzi do nas smutna wieść: nasz pluton, posłany na linję przesłaniania został szpetnie strzepany przez artylerję nieprzyjacielską
Wielka śnieżyca… Podchorąży Raggi zaszedł do mojego schronu i opowiedział mi o wczorajszych zdarzeniach. On sam niemal cudem ocalał. Austrjacy hojnie szafują amunicją, nawet wtedy, gdy przeciwko nim stoi jeden tylko żołnierz nieprzyjacielski i gdy takie marnotrawstwo okazuje się wprost jawną niedorzecznością. Jest faktem, że skierowali 47 pocisków 75-kalibrowych na jeden tylko okop, w którym znajdował się podchorąży Raggi i pięciu bersaljerów. Przed-