ostatni strzał był w skutkach okropny. Jeden z bersaljerów ma pocharatane ręce i nogi, drugi jest nieco lżej ranny, a plutonowemu Camelliniemu, z rocznika 1884, odłamek granatu oderwał nogę. Dopiero wczoraj wieczorem, dzięki dokonanemu na placu opatrunkowym zastrzykowi kofeiny udało się przywrócić mu przytomność. Chciał uściskać i wycałować kapitana. Austrjacy strzelają granatami. Celownik zero. Odległość 300 metrów.
Moi towarzysze broni nic nie wiedzą o przebiegu i rezultacie ofensywy włoskiej na innych odcinkach frontu. Tylko dwaj z pośród nas czytają gazety: ja i kapral Vismara, któremu przysyłają Italję.
Zadaję sobie pytanie: Czemu wśród wojsk walczących, których tylko niewielki odsetek nie umie czytać, nie rozpowszechnia się biuletynów dowództwa poszczególnych armij? Taki „biuletyn“, wychodzący w odstępach dwu- lub trzytygodniowych, powinienby zawierać oficjalne komunikaty wojsk naszych i sprzymierzonych oraz artykuł lub opowiadanie o walecznych czynach, które byłyby zdolne podtrzymywać tężyznę ducha w żołnierzach.
Noc niespokojna. Wczoraj wieczorem Austrjacy spowodowali wybuch kolosalnej miny. Miało się wrażenie, jak gdyby cała góra miała wylecieć w powietrze. — Panienki pracujące w medjolańskim oddziale Credito Italiano przysłały mi dwa wielkie pakiety wełnianej odzieży. Jedyne miłe wydarzenie w ciągu tego posępnego, dżdżystego i burzliwego dnia.