politańczyk Jacobone, dyrygujący chórem Medjolańczyków. Śpiewają na całe gardło pieśń o „Biednej Rozecie“:
„W dniu dwudziestym siódmym sierpnia,
Gdy krył ziemię mrok ponury,
Dopuścili się przestępstwa
Urzędnicy kwestury…“
Zanim zeszliśmy do Caporetto, podążyliśmy ku kuchniom naszego bataljonu, gdzie nasi przyjaciele poczęstowali nas dobrą kawunią „poza kolejką“, jak się mówi w gwarze wojskowej. Pogoda niebrzydka. Marsz! Idziemy tą samą drogą, co niemal przed dwoma miesiącami. Widać małe jezioro Za Kraju. Jest tu cmentarz 6-go pułku bersaljerów, otoczony niskim murem. Pośrodku wznosi się wielki krzyż z obcęgami, młotkiem, gwoźdźmi i Piłatowym kogutem, raczej wyskrobanym niż wyrzeźbionym. Dokoła groby… Ile ich? Setki i więcej. Jeden z nich nakryty wielkim głazem. Podchodzę ku niemu i czytam:
Na drugim głazie piękny napis, zniekształcony jednak błędem ortograficznym: zamiast nuova wyryto nuoia. Jeszcze jeden głaz oznacza wspólną mogiłę. Napis na nim:
Widok tego samotnego cmentarza u stóp stromego zbocza Monte Nero przejmuje nas ciszą i smutkiem. Spotykamy długą kolumnę mułów, ciągnącą z Ternovy. Dochodzimy do Tresengi, rojącej się od żołnierzy. Dzwony wielkiego i pięknego kościoła, oznajmiające właśnie południe, czynią na mnie szczególne wrażenie. W Tresendze wre praca. Z wszystkich stron budują baraki. Do Caporetto jest stąd parę kilometrów. Piękne gościńce, wyborne dojazdy. Uka-