Opodal wznoszą nowe jeszcze mogiły… Na krzyżach odnajduję również nazwiska kilku moich kolegów z 11. pułku bersaljerów.
Opuszczam cmentarz i udaję się do sądu polowego. Właśnie jest w toku proces sierżanta piechoty, Nicellego, oskarżonego o dezercję. Audytor wnosi o zamknięcie winnego w domu poprawy, ale sąd skazuje Nicellego, za opuszczenie powierzonego mu stanowiska, na degradację i na dwadzieścia lat więzienia. Nicelli wysłuchuje wyroku i odchodzi pod eskortą żandarmów. Następnie staje przed sądem szeregowiec, rodem Sycylijczyk, oskarżony o podobne przestępstwo, ale zostaje ułaskawiony.
Wczesnym rankiem biorę na plecy tornister. Idę piechotą do Ternovy, stamtąd zaś samochodem ciężarowym dostaję się do Serpenicy. Tu otrzymuję wiadomość, że moja kompanja znajduje się na prawym brzegu Isonzo, w miejscowości zwanej Sorgente.
Znów marsz „na piechty.“ Już widzę rzekę Isonzo, zawsze bystrą, zawsze jeszcze jak niebo błękitną, ale gdy podchodzę do jej brzegu, chcąc dostać się ku kładce, witają mnie kilkakrotne grzmoty 28-mek. Starzy znajomi!… I jakby tego niedość było, dołącza się i głos działa 30,5-kalibrowego. Godzinny wypoczynek, poczem przechodzę przez rzekę. W pobliżu mostu sterczy wyniośle, niby jakiś gwardzista na warcie, niewybuchnięty granat 30,5 cm. Jeszcze kilka minut drogi — i oto znajduję się koło baraków zimowych, zamieszkanych przez naszą kompanję. Dawni moi towarzysze, którzy posłyszeli o mojem przybyciu, pozdrawiają mnie i ścis-