Odpowiedźiał: Nie zatracę dla dwudźiestu.
32. Proszę, rzékł, nie gnieway się Panie, ieśli ieszcze raz przerzekę: A ieśli się tam naydą dźieśięć? Odpowiedźiał: Nie zatracę dla dźieśiąći.
33. Y poszedł Pan, iako przestał mówić do Abrahama: a on się téż wróćił na mieysce swoie.
Lot Anioły przyimuie, które Sodomczycy zelżyć chćieli: Aniołowie Lota wywiodli z Sodomy z żoną y z córkami iego, a Sodomę wywróćili: Żona Lotowa oględuiąc się, w słup soli się obróćiła. Lot z piiaństwa, córki iego z głupstwa grzeszą, zkąd pochodzą Moabitowie y Ammonitowie.
1. Y Przyszli dway Aniołowie do Sodomy w wieczór, y gdy Lot śiedźiał w Bronie mieyskiéy. Który uyźrzawszy ie, wstał, y szedł przećiwko nim: y pokłonił się twarzą do źiemie, Żyd. 13. a. 2.
2. Y rzékł: Proszę Panowie, wstąpćie do domu pacholęćia waszego, a zostańćie w nim. Umyyćie nogi swoie, a rano póydźiećie w drogę waszę. A oni odpowiedźieli: By naymniéy, ale na ulicy zostaniemy.
3. Przymuśił ich bardzo, aby stanęli u niego: a gdy weszli do domu iego, sprawił ucztę y napiékł chleba przasnego, y iedli.
4. Ale pierwéy niż poszli spać, ludźie z miasta obstąpili dom, od chłopięćia aż do starego, wszystek lud pospołu.
5. Y zawołali Lota y rzekli mu: Gdźie są mężowie, którzy weszli do ćiebie w nocy? wywiedź ie tu, abychmy ie poznali.
6. Wyszedłszy do nich Lot, zamknąwszy drzwi za sobą rzékł:
7. Nie czyńćie, proszę, braćia moi, nie czyńćie téy złośći.
8. Mam dwie córki, które ieszcze nie poznały męża: wywiodę ie do was, a czyńćie z niemi, iako się wam podoba, byleśćie iedno mężom tym nic złego nie czynili; bo weszli pod ćieniem dachu mego.
9. A oni rzekli: Pódźże tam: Y zaśię rzekli: Przyszedłeś tu iako przychodźień, czyli abyś sądźił? ćiebie tedy samego bardźiéy niźli ie dręczyć będźiemy. Y czynili gwałt Lotowi barzo ćiężko: y iuż bliżu było, że drzwi wyłomili. 2. Pet. 2. b. 8.
10. A oto wyćiągnęli rękę mężowie y wwiedli Lota w dom do śiebie, y zamknęli drzwi.
11. A one, którzy przed domem byli, pozarażali ślepotą od namnieyszego aż do nawiększego, tak iż drzwi naleść nie mogli. Mądr. 19. c. 26.
12. Y rzekli do Lota: Masz tu kogo z swoich? źięćia, albo syny, albo córki? wszystkie, którzy są twoi, wyprowadź z miasta tego;
13. Zgładźiemy bowiem to mieysce, przeto iż przemógł krzyk ich przed Panem, który nas posłał, abyśmy ie wytraćili.
14. Wyszedłszy tedy Lot, mówił do źięćiów swoich, którzy mieli poiąć córki iego, y rzékł: Wstańćie, wynidźćie z mieysca tego; bo zatraći Pan miasto to. Y zdał się im, iakoby żartem mówił.
15. A gdy było rano, przymuszali go Aniołowie mówiąc: Wstań, weźmi żonę twoię y dwie córce które masz, abyś y ty pospołu nie zginął we złośći miasta.
16. A gdy się on oćiągał, uięli