Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 19.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

gniatała go ta noc i te monotonne huki i śpiewy, podniósł się i krzyknął:
— Chamy! a ruszać się tam!
I jakby w odpowiedzi, po drugiej stronie zerwał się śpiew chóralny i rozpływał wolno, szarpany przez wiatr:

— Jedna baba z Pocieja!...
Z Pocieja...
Pokochała złodzieja —
Złodzieja!


Odpowiadano z tej strony rzeki i śpiew się ciągnął nieprzerwanie, przeplatany tylko hukiem bab bijących i głosem komend i brzmiał coraz wolniej, smutniej i ciszej, to przerywał się w jakimś chrapliwym akordzie i baby wtedy huczały głośniej i zgrzyt pomp przecinał ze świstem powietrze i deszcz pluskał z trzaskiem o nagie szkielety drzew, albo las, stojący z prawej strony, w którym niknęła rzeka, zakołysał się gwałtownie pod uderzeniem wichru, wrony z krzykiem zrywały się z gniazd i, łopocząc i kracząc żałośnie, krążyły nad ogniskami i czepiały się rusztowań, ale zestraszone hukiem leciały dalej w noc.

— A ten złodziej głupi był,
Głupi był!
Co zarobił, to przepił,
To przepił!...


znowu wrzeszczały chrapliwe, przemęczone głosy.
Gliniewicz wrócił do szałasu. Ognisko przy-