— Ora pro nobis Domine ament[1] — zakończył kościelny, wyjął z kieszeni flaszkę z wódką, chrząknął, nalał w kieliszek i zaczął:
— Gospodarze, jako na ten przykład, mówi Pismo święte: Ave marysteli deo gratias ament...[2]— i wypił do dna. — Jako jest dobrze kusztyciek gorzałki wypić, coby odegnać te złośliwe humory z wątroby, tak wy, Tomku Baranie, pijcie, a potem zmówmy paciorek na intencyę ś. p. Józefa — i mea culpa, mea maxima culpa ament[3].
Posiadali, gdzie kto mógł, popijali nieco gorzałką z tej żałośliwości, przegryzali chlebem, pośpiewywali nabożne pieśni za zmarłego i rozeszli się.
Zaraz na drugi dzień poprzychodziły kobiety po dziewczyny.
Ciężko było Tomkowi rozstawać się z niemi, bo płakały, padały mu do nóg, prosiły, żeby ich nie dawał do ludzi, ale Baran się zaciął, więc tylko szorstko krzyknął:
— Idźta, bo was spiere, jak nieboskie stworzenia!
I jak tylko powychodziły, na cały dzień poszedł się włóczyć po lesie.
∗
∗ ∗ |
Zima zaczęła łagodnieć, przyszły wielkie odwilże i zginęło tyle śniegu, że w lesie rozlegał się ustawiczny huk siekier, rąbiących sągi.