I teraz dopiero, w tej chwili, przypomniał sobie, że miał kiedyś młodość, wieś swoją, rodzinę swoją... życie inne...
— Chamy! Po co oni jadą na wieś! — myślał z coraz większą irytacyą i, jak od psów złych, bronił się od wspomnień, które wyłaziły z ciemnych szczelin mózgu i obsiadały go coraz większą ciżbą.
Pan Pliszka pierwszy raz od lat dwudziestu źle dzisiaj robił.
Nie słyszał sygnałów, mylił się w piętrach, a często przejeżdżał, nie zabierał niczego i ginął w przepaściach swojej studni, powstawało z tego ogólne zamieszanie, towary się spóźniały, niektóre maszyny musiały czekać na robotę, zwróciło to uwagę powszechną.
W sobotę, przy wypłacie wymówił mu to kasyer.
— Pliszka, płacicie karę za nieporządki i opóźnianie!
Pan Pliszka rzucił się, jak piorunem uderzony, a potem wybuchnął:
— Ja płacę karę, ja! Dwadzieścia lat jestem w fabryce i ani grosza nie zapłaciłem kary, to nie zapłacę i dzisiaj.
— Zapłacicie, tak kazał pan Demehl.
— Pan Demehl! A to zapłacę — zawołał nagle zrezygnowany... pan Demehl — powtarzał cicho, wlokąc się do domu. Kruczek czekał na niego przed bramą fabryki i szczekał radośnie na powitanie.
— Kruczek! Pan Demehl skrzywdził twojego pana, słyszysz! Pan Demehl!
Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 21.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.