Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 24.djvu/05

Ta strona została uwierzytelniona.

czasach. Sięgano daleko wgłąb, bo starzy powtarzali to, co od ojców zasłyszeli, częstokroć też ojcowie od dziadów. Tradycye te, jak wszystkie w świecie, są prawdziwe poezye pokoleń; — prawda w nich leży niekiedy, ale naokoło jej ziarnka snuje poezya swe ideały. Około imion i charakterów skupiają się blaski, gromadzą cienie, iskrzą barwy, które były duszną potrzebą i pragnieniem tych, co niemi przeszłość malowali. Każdy naród ma takie posągi, które rzeźbiły pokolenia; dziecinną jest i śmieszną krytyka historyczna, przychodząca je mierzyć swoim łokciem maleńkim i dłubać się w tej patynie szlachetnej, jaką je okryły wieki, aby dobyć z pod niej pospolitego kruszczu.
Starzy gawędzili i tak się jakoś zapomnieli, uciekłszy w przeszłość, że mnie z kanapką zostawili, nie zważając może na defraudowanego słuchacza.
Pan Seweryn tego dnia był w humorze wyśmienitym, ubił kozła i dwa zające, ani razu nie chybił, nikt też zwierza nie przepuścił, za co się zawsze gniewał trochę, i pudeł wogóle było niewiele. Wpłynęło i to zapewne na rozweselenie, że po łowach zjedli smaczno, a teraz u najrozkoszniejszego ognia w świecie siedzieli z fajkami. Płynęły więc historye jedna po drugiej, smutne, wesołe, dziwaczne, niektóre na bajki wyglądające, a z dobrą wiarą przyjmowane; aż pan Seweryn rozpoczął mniej więcej w ten sposób. Zapamiętatem dobrze jego powieść całą, bo żywo mnie naówczas zajęła.
Powróciłem był właśnie do kraju — mówił — którego od lat wielu nie widziałem. Cierpiałem