Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 24.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

innemi (wszystko to później się dopiero odkryło) przybył forytowany do Lorci przez Baranowiczów niejaki Kuźmiński. Jejmość, pierwszego już wieczora spostrzegłszy moje zbliżanie się do panny, podwójnie tem przeciw mnie poburzona, przed święconem pono wzięła na stronę Kuźmińskiego i dała mu instrukcyę.
Miał być narzędziem do pozbycia się mnie z Zabłocia.
Słówko o tym Kuźmińskim. Mężczyzna był w moim wieku, także w młodych latach trochę wojskowego chleba kosztował, słuszny, przystojny, zręczny, silny, gospodarz dobry, człek uczciwy, ale głowę miał tępą i defekt brzydki, bo się jąkał. Czasem udawało mu się przez cały dzień mówić płynnie i zatrzymać się na jednem słowie, ale bywały na niego chwile, że, strwożywszy się, co moment się zająkiwał, a gdy go to napadło, czerwieniał, twarz mu nabiegała i mało że w konwulsye nie wpadał. Szczególniej, gdy poruszony był, rozgniewał się, napił więcej, podpadał temu kalectwu. Sam przez się mało co robił, zawsze go ktoś popychał. Na teraz kierownictwo wzięła Baranowiczowa. Kuźmiński był bardzo majętny, stateczny, nic mu oprócz tego jąkania i słabej głowy zarzucić nie było można.
Przy święconem jajku poznałem się z wszystkimi: i z księdzem kanonikiem Supajłą, przyjacielem domu, który po raz pierwszy przy mnie tu przybywał (pono dalekim krewnym Boguszów) i z sędzią Rozwadowskim, powinowatym samej pani, i z innymi wielą. Kuźmiński mi się zdala po-