blów braciszków, ale szczęście, żem sobie matki radę przypomniał, i zostałem na wsi...
— A ja idę do miasteczka — rzekł chłopak.
— Otóżbym ci nie radził — szeptał stary ptaszek.
— A to czemu, kiedy tam żyć będzie łatwiej?
— Zaraz ci powiem, co mi stary opalony wróbel, który z miasta przyleciał tu, mówił i dlaczego ja tam się nie umieściłem... Tam w miasteczku życie łatwiejsze, ale i niebezpieczeństwo większe... Gniazda usłać niema gdzie, czyha mnóstwo swawolnych chłopców, i wróbel się oducza od pracy, bo mu o jadło łatwo...
— A cóż to jest praca? — zapytał chłopak.
— Praca to jest prawo Tego, co i wróbla stworzył i człowieka, wszelkiemu stworzeniu dane.
— A dlaczegoż ja o tem nie wiem?
— Boś jeszcze mały...
— Nauczże mnie, co to jest praca?
Wróbel samouczek począł główką kiwać, musnął się dziobkiem parę razy po skrzydłach i zdawał się namyślać.
— Jak to tobie powiedzieć? — mruczał — jak to tobie powiedzieć?... Wszystko pracuje na świecie... praca to życie, mój mały; potrzeba coś robić, aby żyć, aby się czegoś nauczyć, aby do czegoś dojść, a im więcej kto pracuje, tem mu jest lepiej...
— Praca to więc znaczy robota — rzekł chłopiec. — Ale robota męczy?
— Jeszcze też gorzej męczy próżnowanie — mówił wróbel.
Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 27.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.