Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 27.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

nie przypatrzysz oto tej jaskółce, która tam lepi gniazdko pod cieniem.
Wistocie chłopiec spostrzegł pracowitą ptaszynę, która się zwijała nieustannie, nosząc w dziobku potrosze słomy i mokrej ziemi, z których lepiła bardzo foremne gniazdko.
— Kto też to ją tego nauczył? — pomyślał sobie w duchu.
Jakby myśl jego odgadła jaskółeczka, przyleciała blizko i siadła odpocząć.
— Moja ty śliczna — zapytał chłopiec — kto to ciebie tego majsterstwa nauczył?
— A naprzód Pan Bóg — rzekła — a potem rodzice, matusia i tatuś; widzieliśmy, jak trochę poszkodzone gniazdo poprawiali... przyszła i na nas kolej pracy...
Spojrzała jaskółka, zatrzepotała skrzydłami i krzyknęła. Zobaczyła w tej chwili łajdaka wróbla, który korzystając z jej nieobecności, wpadł do jeszcze niedokończonego gniazdka i w niem się uposażył gwałtem.
— O ja nieszczęśliwa! — zawołała — siostry i bracia, ratujcie!
Ledwo to rzekła, zebrała się ćma jaskółek i wszystkie niosąc potrosze błota, w mgnieniu oka zamurowały w gnieździe złodzieja, który próżno się szamocząc, zadusił się w niem i zdechł.
Chłopak zaczął dumać... Co tu w tem wszystkiem było nauki dla niego... Jaskółka go naprowadziła na tę drogę, że trzeba było uczyć się od ludzi jakiego rzemiosła, potem los wróbla mu powiedział, że złym się nigdy nie powodzi.