Strona:Biszen i Menisze.djvu/29

Ta strona została przepisana.

nakoniec błyska jutrzenka wybawienia. Na świętéj górze Alburs znalazł schronienie Ferydun, ulubieniec boski z plemienia Dżemszyda, i tam, gdzie słońce wiecznego światła nie zachodziło nigdy, chociaż cały świat grzęznął w ciemnościach, usposobił się młodzian przez modlitwy do wielkiego przedsięwzięcia; ze szczytu Albursu zstępuje zbrojny na ziemię Iranu, ażeby rozpocząć walkę przeciw Sohakowi. Dobre potęgi sprzyjają mu; Ormuzd posyła doń swego posłańca Serusza, który go napawa cudowną siłą, i Ferydun zwycięża syna piekieł, a świat pozdrawia go błogosławieństwem jako wybawcę. Podobien promiennemu bogu wstępuje na tron swoich ojców, rozpościerając błogosławieństwo i obfitość; pokój, sprawiedliwość i szczęście wracają do Iranu. Zdawałoby się, że władza złego już starta na ziemi: ależ w głębokościach nurtuje zawsze stary smok, i zwolna wytyka głowę, puszczając jad zguby w ród czystego Feryduna. Demoniczne wpływy, których ofiarą padł Dżemszyd, szerzą się w jego pokoleniu i biorą przewagę nad dwoma starszemi synami Feryduna; na trzecim tylko spoczywa duch ojca. Złamany brzemieniem lat, zgrzybiały król, dzieli państwo pomiędzy trzech synów; i zaraz zrywa się zdaleka grożąca burza. Tarowi zdaje się, że przez otrzymanie Turanu, Selmowi, że przez wyznaczone mu kraje na zachodzie, mniéj dostali niż najmłodszy Iredż, który odzierżył koronę Iranu. Połączeni nienawiścią i zazdrością żądają od ojca, aby im oddał dzielnicę trzeciego brata; Ferydun karci ich gorzkiemi słowy; ale łagodny, bogu oddany Iredż występuje